LookAsh Mijała (Magazyn Muzyczny GERY MUZYKA, 2005)
* * * Ostatnio otrzymałem ciekawą 71-minutową płytę polskiego artysty. Osoba bliżej mi nieznana, nie wiedziałem też, czego mogę się spodziewać po materiale na krążku. Na płytę składa się 10 utworów. Nie odpowiadają one numerom na odtwarzaczu, a to przez jakieś dziwne zabiegi z łączeniem utworów. Dobrze, że wytwórnia zachowała chociaż podział na indeksy (dostępne na starszych odtwarzaczach cd). Poza tym same plusy: płyta tłoczona, okładka i nadruk płyty z drukarni, hologram ZAiKS! Jednym słowem wydana w pełni profesjonalnie przez MIAN MUSIC - pewno zasługa wielu sponsorów. Pierwsze wrażenie pozytywne. Wiaterek na początku płyty - coś rodem z Oxygene IV, niewprowadza jednak w znany motyw. Pojawia się ciekawy bit, dopracowany zresztą nacałej płycie co do najmniejszego uderzenia. Potem przyszło parę pięknych akordów, kilka odgłosów ludzi, niesamowite instrumenty. Właśnie instrumentarium zrobiło na mnie wrażenie. Słychać, że artysta nie boi się używać wielu instrumentów w jednym kawałku. Czyni to muzykę bardzo bogatą i obrazową. Ogólnie od pierwszego, wprowadzającego utworu można poczuć jaka to będzie płyta i że warto ją posłuchać. Spokojnie... Za spokojnie. Po samych tytułach można się wiele dowiedzieć, w jakim klimacie będzie utwór. "Pamięć Królów", "Elfy i Duch Mgły", "Pani Zielonego Stawu"... tematyka płyty też oryginalna, choć ostatnio popularna w innych kręgach kulturowych (film). Żywsze kawałki stanowią mniejszą część płyty, ale są. "Płonąca Tęcza" nieco przywodzi na myśl nawet kawałki trakerowe z małego Atari. Niemniej pasuje do reszty płyty. Słuchając płyty parę razy zaczyna się dostrzegać historię. Dla mnie to pozytyw, przy takim rodzaju elektroniki. Jako wierny słuchacz twórczości Jarre'a, nie mogłem się powstrzymać od skojarzeń. Wszystko przez ten wiaterek i parę instrumentów w pierwszym utworze... Jednak to tylko i wyłącznie pozytywnie wpłynęło na odbiór muzyki. Płyta jest na pewno oryginalna i warta uwagi. Polecam.
Krzysztof Wiśniewski (Serwis Muzyki Elektronicznej MOOZA, 2005)
* * * Pod pseudonimem Andymian występuje Andrzej Mierzyński, kompozytor, multiinstrumentalista i wykonawca pochodzący z Olsztyna. Sugestywny, poetycki tytuł krążka podobno nie celowo kojarzy się z "Ogrodem Króla Świtu" Marka Bilińskiego; prezentowany tutaj materiał ma jednak momentami sporo wspólnego z koncepcyjną wyobraźnią wspomnianego artysty, szczególnie jeśli wsłuchać się w swobodnie "swingujące" solówki oraz brzmienia świadczące o inspiracji muzyką Jean Michela Jarre'a. Świetny concept-album na zamglone, deszczowe poranki, przynoszący całe spektrum omszałych, elpopowych odcieni zieleni. Wspomniałem o pewnych analogiach między muzyką Andymiana a twórczością Bilińskiego, podczas słuchania płyty można też mieć skojarzenia z bardziej "pejzażową" częścią dyskografii Mikołaja Hertla. Brzmieniu całości nie zaszkodziłaby odrobina przestrzenniejszych basów, niemniej jednak kompozycje bronią się skutecznie po prostu ze względu na melodykę, formę i sposób rozwijania nastroju. Nastroje kojarzące się z elpopem i new-age raz po raz ewoluują wstronę pogodnej, lekkiej elektroniki sekwencyjnej, mniej więcej w stylu TD schyłku lat osiemdziesiątych - dobra wiadomość dla "ortodoksyjniejszych" miłośników muzyki elektronicznej. Tak czy inaczej, warto sięgnąć po "In the Garden of the Rainy King" dla samej przyjemności obcowania z tonami, które z miejsca porywają Słuchacza w baśniowy świat, z każdym krokiem okazujący się być innym niż ten, w którym żyjemy na codzień.
Igor Wróblewski (Generator, 2005)
* * * W zasadzie podchodzę z pewnym dystansem do płyt artystów, którzy zmieniają niejako gatunek muzyczny w którym tworzą. Powodem są głównie niezbyt ciekawe osobiste doświadczenia w słuchaniu takiej twórczości. Nie oznacza to jednak, że takowych kompozytorów "skreślam na starcie". Ciekawość zwycięża. Nie inaczej było w przypadku nieznanego mi zupełnie Andrzeja Mierzyńskiego, który był w przeszłości związany głównie z muzyką rockową. Kiedy pojawiła się okazja wysłuchania krążka wymienionego w tytule, skorzystałem i... nie żałuję. Na płytce powitają słuchacza delikatne, nieco el-popowe, klimaty momentami przeplatane barwami przypominającymi styl Jeana Michela Jarre'a (szczególnie w otwierającej krążek kompozycji). Taki początek może się wydać niespecjalnie zachęcający (oczywiście nie dla każdego), ale w trakcie zagłębiania się coraz bardziej w umieszczone na CD kompozycje będziemy, odkrywać co i rusz to nowe (czasami dość zaskakująco wplecione w dany utwór), oryginalne dźwięki. Niecodzienne barwy, nagromadzenie brzmień i wyraźna acz niespecjalnie narzucająca się sekcja rytmiczna dobrze ze sobą współgrają. Słychać, że artysta nie boi się używać wielu instrumentów w jednej kompozycji i nie "gubi się" w ich ilości. (...) Ogólnie bardzo spokojnie, może trochę zbyt spokojnie, ale melodyjnie (bez zbytnich słodkości), stosunkowo świeżo i z pewnym delikatnym... polotem. Sądząc po tytule płyty muzyka na niej zawarta powinna spełniać rolę swoistego dźwiękowego obrazu, a bogate instrumentarium odgrywa niemałą rolę w uzyskaniu odpowiednich nastrojów, co kompozytorowi się udaje. Może się wydawać, że to kolejna produkcja el-popowa nastawiona na szersze grono słuchaczy (po części tak zapewne jest). Jednakże po kilku spotkaniach płytka wiele zyskuje, szczególnie przy słuchaniu przy pomocy słuchawek, kiedy można bardziej "zagłębiać się" w dźwięki. Dla odprężenia zalecane.
El-Skwarka (Magazyn Muzyki Elektronicznej ASTRAL VOYAGER, 2005)